100 piegrzymów na ŚDM przyjęli Anna i Kazimierz Barczyk

“Jak w domu, a może i lepiej. Takiego szwedzkiego stołu nikt z gości się nie spodziewał. Domowe: pasztet, konfitury z porzeczek, borówek amerykańskich i wiśni, ciasto i drożdżówki prosto z pieca, chrzan w wersji wielkanocnej, ogórki małosolne i już sklepowy, ale pyszny, świeżutki chleb, masło, płatki. Do tego soki, wody mineralne, kawa, herbata, a nawet domowe wino…
To wszystko do dyspozycji prawie setki gości z Włoch i jednego z Zambii, których w Zagórzanach przyjmują państwo Anna i Kazimierz Barczykowie. Na stołach w namiocie wszystkie te smakołyki czekały we wtorek już od 7 rano, bo na taką porę goście zażyczyli sobie śniadanie. Niestety nawet w tej bajkowej scenerii nie działa bajkowa zasada ?stoliczku, nakryj się? i ktoś musiał wcześniej te specjały przygotować. Pan Kazimierz pojechał po chleb o 6 rano, ale córka – Asia – jak żartuje – szefowa kuchni, żona Anna – jej zastępczyni i dwoje podkuchennych – synowa Agnieszka i zięć Konrad byli na nogach już od piątej. Na te dni naukowe i zawodowe tytuły stały się nieważne. Spali całe trzy godziny – bo o wpół do drugiej w nocy z wtorku na środę zjawiła się ostatnia grupa pielgrzymów. – Pierwsi przyjechali w poniedziałek o północy, następni w południe, trzecia grupa – wieczorem, a ostatnia właśnie o drugiej nad ranem – wylicza gospodarz. – Mój syn Tomasz pilotował wszystkich po kolei z Gdowa, zajmuje się też logistyką. Pomaga cała rodzina, nawet nasza czteroletnia wnuczka Bibi. Ale dajemy radę. Śniadanie smakowało wszystkim – świadczyły o tym najlepiej puste talerzyki. Przed domem, gdzie nocowało 40 osób i wokół namiotów, gdzie na karimatach spali pozostali – jak w mrowisku. Pełni energii pielgrzymi zapomnieli już o trudach podróży – część przyleciała samolotem, ale większość jechała z Mediolanu ok. 20 godzin.
Tuż po przyjeździe byli jeszcze w Krakowie na Błoniach na mszy otwarcia, zwiedzili też Wawel. Są pełni entuzjazmu. Alessia studiuje w Mediolanie bioinżynierię. Jest zachwycona atmosferą ŚDM – Msza na Błoniach bardzo mnie wzruszyła – pierwszy raz w życiu widziałam taki tłum modlących się ludzi – mówi. – Myślę, że cały tydzień będzie pełen podobnych wrażeń. Co mi się nie podobało? No, pogoda… Kiedy staliśmy w kolejce na Wawel, zaczęło padać. Taki deszcz u nas nie zdarza się często. Młody ksiądz Fabrizio Bazzoni w Polsce jest po raz trzeci. Jego podopieczni chcą nie tylko zobaczyć papieża, bo o to we Włoszech nietrudno, ale przeżyć coś pozytywnego, naładować akumulatory. Mówi: – Oni pochodzą z Mediolanu – dużego, bogatego miasta i mają wszystko. Chcę im pokazać, że to naprawdę nie jest wszystko. Że człowiek to nie samo ciało, ale i dusza. Ks. Matteo Galli także podkreśla, że młodzi nie tylko chcą spotkać się z papieżem, ale ze swoimi rówieśnikami z całego świata, chcą być częścią tego świata. W Polsce czują się świetnie: – Polski język jest trudny, ale Polacy tak mili, że można się porozumieć bez słów – mówi z uśmiechem. W Zagórzanach znaleźli kolejne potwierdzenie tej teorii.”
Cytat pochodzi z Gazety Krakowskiej:
Czytaj więcej: http://www.gazetakrakowska.pl/swiatowe-dni-mlodziezy-2016/a/sdm-2016-goszcza-nowe-pelne-nadziei-pokolenie-katolikow,10456570/